poniedziałek

Tydzień misyjny- list od siostry Zofii Surowiec

Kinshasa, 23 października 2016
„W tym Światowym Dniu Misyjnym wszyscy jesteśmy zaproszeni do „wyjścia" jako uczniowie-misjonarze, każdy oddając na tę służbę swoje talenty, swoją kreatywność, swoją mądrość i doświadczenie, aby nieść orędzie Bożej czułości i współczucia całej rodzinie ludzkiej". (Franciszek na Światowy Dzień Misyjny)
Moi Kochani,

Tydzień misyjny, który rozpoczynamy, jest dobrą okazją do podzielenia się misyjnymi wędrówkami, by może bardziej pamiętać o misjonarzach i ludziach, pośrod których żyjemy.
Szkoła pielęgniarska – to miejsce mojej pracy i codziennych spotkań podczas ostatnich 4 lat pobytu w Kinshasie/ Demokratyczna Republika Konga. Założona w 1924 r, przez jedną z naszych sióstr, by formować tubylcze akuszerki- położne, które pracowałyby w funkcjonującym już szpitalu, prowadzonym przez siostry. To pewien wyczyn, jak na tamte czasy, bo żadna szkoła zawodowa dla dziewcząt nie istniała. Piękne przedsięwzięcie, ponieważ wykwalifikowała już kilkanaście pokoleń dobrych pielęgniarek, a szczególnie położnych.
Uwarunkowania polityczne spowodowały dużo przeobrażeń w ciągu historii Kongo, co również wpłynęło negatywnie na funkcjonowanie służby Zdrowia i szkolnictwa. Ale mimo tego, ze szkoły zawsze wychodziły kolejne promocje dobrze przygotowanego personelu medycznego, zwłaszcza pielęgniarek. Kilka lat temu, musiałyśmy wznowić nabór, by kształcić położne ze względu na dużą śmiertelność niemowląt i matek przy porodach. Możemy tez chlubić się laureatkami naszej szkoły w skali krajowej.
Codziennie jednak zmierzamy się z problemami życia naszych braci i sióstr. Niestety, do tej pory, nauka nadal jest płatna. Jest to poważny problem ze względu na to, że ludzie nie maja zarobkowej pracy. Istnieje „prawo", któremu niemal wszyscy są poddani: „debrouillez-vous", co oznacza: „radź sobie". Każdy więc, poczuwający się do jakiejkolwiek odpowiedzialności wobec siebie i drugiego – radzi sobie jak może, żeby móc przeżyć i innym w tym pomóc. Każda umiejętność jest dobra, byleby dostarczała środków do życia. Stąd wzrasta korupcja, wykorzystywanie ludzi jako taniej siły roboczej, prostytucja wśród nieletnich, itp...
Jest u nas dużo kobiet - uczennic, które mają już swoje rodziny, więc obowiązki matek i żon. Kiedy w szkole musza zostać cały dzień, dodatkowo- kiedy odbywają staże w szpitalach, konfrontują się z trudną dla nich sytuacją rodzinną: opieka nad dziećmi, gotowanie, sprzątanie, pranie – to codzienne obowiązki, w których nikt ich nie zastąpi. Jestem dla nich pełna uznania, że mają w sobie tyle zaparcia się siebie, tyle sił wewnętrznych i motywacji do kontynuowania nauki. Jest jedna kobieta, o imieniu Mampuja, ok. 50 lat, która ma sześcioro dzieci (najmłodsze jest już w szkole podstawowej, a najstarsze kończy średnią), ona sama jest już w czwartej klasie, więc kończy w tym roku naukę, mąż jej pracuje przy parafii, bez wystarczającego wynagrodzenia (tu ludzie utrzymują kościół); ona sama ma tyle siły, żeby się uczyć!!! Mówi czasami, że to dzieci ją mobilizują do nauki, żeby im wstydu nie przynieść, że nie zaliczyła jakiegoś egzaminu. A same dzieci też pomagają jej w codziennych obowiązkach, żeby wszystkiemu jakoś podołać.
Inna, Marizia, której mąż jest dyrektorem w jakimś niewielkim przedsiębiorstwie, zdecydowała się na naukę już w bardzo późnym wieku. Sama nauka jest dla niej b trudna, chociaż może nie ma problemów finansowych, to jednak wiele wysiłku musi włożyć, żeby pozdawać wszystkie egzaminy. Nie poddaje się napotykanym trudnościom.
Kiedyś pisałam o pewnej kobiecie, Zola, – również naszej uczennicy, której mąż chciał oddać ich najmłodszą córkę do Europy... Mała miała wtedy 3 lata. Co za pomysł!? Tylko po to, żeby powiodło się jej w życiu. Ale jakim kosztem ! Miałaby być sprzedana do prostytucji, dla organów – nie wiemy, ale takich przypadków jest sporo w Kongo. Po długich rozmowach, rozważaniach, przekonywaniach, modlitwie – kobieta mocno wybroniła małą z tego okrutnego planu jej ojca, który pod pretekstem „lepszego" życia chciał oddać swoją córkę nieznanemu człowiekowi. Dzisiaj Zola ukończyła już szkołę i jest w dużej mierze uniezależniona od swego męża.
Te kobiety mają zawsze nadzieję, że ukończona szkoła da im w przyszłości możliwość pracy, a więc pomoc konkretną w problemach domowych. Szkoła podnosi nie tylko ich kwalifikacje, ale daje im poczucie wartości w rodzinie i społeczeństwie, które tak bardzo jest podważane w kulturze afrykańskiej. To one najczęściej są głównymi żywicielkami rodziny, animatorkami w życiu parafii, a nie rzadko też w społeczeństwie, nadzieją i podtrzymaniem dla dzieci.
Radością jest również dla nas, że sporo młodych ludzi podejmuje naukę w naszej szkole, z wielkim zapałem chcą się uczyć, kształcić, zdobywać zawód i kompetencje, co rodzi lub wzmacnia w każdym poczucie wartości.
Codziennie, na mojej drodze do szkoły spotykam ubogiego, biednego, nawet nie wiem jak ma na imię, bo nie jest w stanie powiedzieć. Nazywamy go Bobola, tzn. biedny, a mi to się spodobało, bo kojarzy się z polskim Świętym. Mijając go, często przypomina mi się owa ewangelia o nędzarzu Łazarzu, który nie miał znikąd pomocy. Trudno odpowiedzieć na potrzeby wszystkich, ale czasami coś przynoszę mu do jedzenia, i zauważyłam, że kiedy dostanie rano kanapkę, nie siedzi już cały dzień w tym miejscu, na słońcu, a w porze deszczowej, kiedy noce sa bardzo ciepłe – śpi pod naszą bramą, co nikomu nie przeszkadza.
Kończąc, pozdrawiam gorąco i proszę o modlitwę w intencji naszych braci i sióstr, o pokój w Kongo, i za wszystkich misjonarzy w tym kraju. Poniekąd każdy jest misjonarzem na mocy Chrztu św., jak mówi hasło tegorocznego Tygodnia Misyjnego: „Ochrzczony, znaczy posłany". Gdyby każdy z nas uczynił jeden uczynek miłosierdzia na dzień, świat już by się zmienił... (Myśli Papieża Franciszka).

Z serdeczną modlitwą – s. Zofia Surowiec fmm