10 lipca 1946 roku na dębickim rynku publiczne
powieszono trzech żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. Komuniści, którzy
przejmowali władzę w Polsce dali dowód, że nie będą patyczkować się ze swoimi przeciwnikami.
Moment egzekucji uchwycił na fotografii członek AK Józef Stec. 10 lipca 1946
przypadł na środę – tradycyjnie od wielu lat dzień targowy w Dębicy. Do miasta
ściągnęło dziesiątki ludzi z okolicznych miejscowości. Tego też dnia władza
ludowa przygotowała szczególne widowisko – publiczną egzekucję trzech
żołnierzy, których dziś nazywamy Żołnierzami Wyklętymi. Ludzie ci byli
partyzantami z oddziału Jana Stefka, ps. „Mściciel”. Nazwiska powieszonych to:
Józef Grębosz, ps. „Pszczółka”, Józef Kozłowski, ps. „Mruk” i Franciszka
Nostera, ps. „Bukiet”. Żołnierze ci podczas akcji zastrzeli dwóch
funkcjonariuszy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa w Dębicy: Walentego Dzięgiela
i Stanisława Kosydara. Razem z kilkoma żołnierzami zostali ujęci podczas obławy
w okolicach Grudnej.
Rozprawa w trybie doraźnym odbyła się 24 i 25
czerwca przed Sądem Wojskowym w Rzeszowie. Poddani nieludzkim torturom
trzej żołnierze przyznali się do winy a sąd skazał ich na karę śmierci.
Pozostałych partyzantów ujętych wraz z nimi skazano na długoletnie więzienie.
Jan Dąbrowski, Władysław Rogos otrzymali kary po 15 lat pozbawienia wolności,
Józef Jantosz -10 lat, Tadeusz Płoaka i Stanisław Froń po 6 lat, Władysław
Prajzner – 4 lata, T. Gierlach 3 lata i Władysław Wolanin – 1 rok. Egzekucję
skazanych na śmierć postanowiono przeprowadzić na dębickim Rynku 10 lipca 1946
roku. Przybyłym na targ ludziom funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej nie
pozwalali opuszczać Rynku gdzie tradycyjnie odbywał się targ. Na makabryczne
widowisko przyprowadzono tu też młodzież z pobliskiego liceum. W tym dniu swoim
dzieciom nie pozwoliła pójść do szkoły Leokadia Mikołajkow, żona doktora
Aleksandra Mikołajkowa, który na strychu swojego domu ukrywał kilkunastu Żydów
podczas okupacji. Uprzedzona o mających nastąpić wydarzeniach zatrzymała dzieci
w domu. Ich koleżanki i koledzy musieli uczestniczyć w tym makabrycznym
widowisku. Skazańców na miejsce kaźni dowieziono ciężarówką. Mieli zawiązane
oczy i ręce związane z tyłu. Podwieziono ich do szubienicy. Tam kat założył
im pętle na szyje. Na jego znak auto ruszyło kilka metrów do przodu. Ciała
zawisły na sznurach. Kilka osób krzyknęło z przerażenia, matki zasłaniały
dzieciom oczy. Obecny podczas egzekucji lekarz stwierdził zgon. Ciężarówka
podjechała pod wiszące ciała. Kat odwiązał pętle i martwi partyzanci upadli na
deski auta. Na ciężarówkę weszło kilku funkcjonariusz UB. Samochód ruszył z
Rynku i długo krążył po ulicach miasta. Nowa władza chciała w ten sposób
zastraszyć społeczeństwa miasta i okolicznych wsi. Ruch oporu miał informacje o
planowanej egzekucji i zlecił udokumentowanie tej zbrodni Józefowi Stecowi ps.
„Jod”, który był członkiem Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Fotografia
została wykonana z budynku dawnego „Rolnika” w którym mieści się dziś siedziba
Podkarpackiego Banku Spółdzielczego. Józef Stec razem ze Stefanem Zdanowskim
wykonali je z mieszkania rodziny Antoszewskch na pierwszym piętrze. Zdjęcie nie
było dobrej jakości, ale dobitnie pokazywało w jaki sposób postępuje ludowa
władza ze swoimi przeciwnikami. Zostało przewiezione na Zachód a tam trafiło do
mediów.
Komunistyczna władza szalała ze wściekłości. Za wszelką cenę chciała znaleźć autora fotografii.
Komunistyczna władza szalała ze wściekłości. Za wszelką cenę chciała znaleźć autora fotografii.